
Estyma, Esty ma... Esty (Nadia Gontard, 20.06.1992 - 21.06.2008) ma: przyjaciół, może nawet fanów, liczną grupę zafascynowanych twórczością tej przedwcześnie zmarłej lecz bardzo utalentowanej dziewczyny, ma szacunek i podziw wobec prac, które pozostawiła. Spróbujemy o tym porozmawiać, a do dialogu zapraszamy wszystkich chętnych.
Szukaj na tym blogu
piątek, 20 czerwca 2014
6 lat...
...minęło. Dużo i mało. Ja ciągle tęsknię, i pewnie, i na szczęście, nigdy nie przestanę. Ale świat wokół się zmienił. I ludzie są inni.
Rówieśnicy Nadii mają już 22 lata, Ona - nadal i już zawsze 16 lat. To kolosalna różnica.
Ja też jestem inna i chociaż na pozór w tym samym miejscu, to jak na innej planecie. Po odejściu Nadii zniknęli i inni bliscy mi ludzie. Zniknął znany mi świat, zerwała się ciągłość.
Ciągle nie wiem czy i jak mogłabym to opisać.
Słyszałam, że znany dziennikarz/pisarz/reporter - Mariusz Szczygieł pisze książkę o stracie, o jakże wymownym i trafnym tytule "Nie ma".
A jednak w moim, mniej lub bardziej fantastycznym, planie, te treści, które jakoś się domagają znalezienia formuły i ekspresji, miałyby tytuł "Było". Bo szkoda by było gdyby minęło bez śladu.
Kiedy biorę do ręki stare rodzinne fotografie, nie tylko często nie wiem kto na nich jest, ale nie mam tez kogo zapytać, ani też komu to przekazać. Stare listy uzmysławiają tylko jak bardzo nasz język się zdegradował. Kolejny kawałek świata, który zginął. Ale dobrze, że w ogóle był.
Sama jestem ciekawa, czy bez odwoływania się do lekko ckliwej lub czysto dekoracyjnej stylistyki retro, uda mi się kiedykolwiek opowiedzieć o tym minionym czasie w sposób interesujący także dla innych. Zobaczymy. Albo i nie.
czwartek, 15 marca 2012
angels are tired
Nadia była wielka fanką Threadless - strony, na której można znaleźć kilkaset wzorów koszulek z nadrukami. Projekty są nadsyłane przez użytkowników z całego świata i jeśli zostaną przyjęte przez zespół Threadless, następnie są poddawane ocenie internautów. Te z największą liczbą pozytywnych ocen są ponownie oceniane przez zespół i wybierane do realizacji, autor dostaje wynagrodzenie i koszulka pojawia się w sprzedaży.
Nadia namawiała mnie długo na podjęcie próby przesłania jakichś projektów i utworzyłam nawet na Jej prośbę konto, ale jakoś nie miałam czasu lub ochoty aby coś zgłaszać. Po śmierci Nadii tymbardziej mi się nie chciało...
Ale jednak w końcu znowu mi się to przypomniało i...
miło mi poinformować, że projekt koszulki z rysunkiem Nadii, który wysłałam został przyjęty i można na niego głosować: http://www.threadless.com/submission/409422/angels_are_tired
A wygląda tak:
Nadia namawiała mnie długo na podjęcie próby przesłania jakichś projektów i utworzyłam nawet na Jej prośbę konto, ale jakoś nie miałam czasu lub ochoty aby coś zgłaszać. Po śmierci Nadii tymbardziej mi się nie chciało...
Ale jednak w końcu znowu mi się to przypomniało i...
miło mi poinformować, że projekt koszulki z rysunkiem Nadii, który wysłałam został przyjęty i można na niego głosować: http://www.threadless.com/submission/409422/angels_are_tired
A wygląda tak:
poniedziałek, 20 czerwca 2011
dziś i jutro
Dziś urodziny Nadii, jutro smutna rocznica śmierci. A jednak dominuje we mnie uczucie, że cieszę się, że w ogóle była. Tylko i aż 16 lat.
I zbieram się, by znaleźć formułę opowieści o tym jak fajnie było Ją mieć przy sobie. Coś się już kluje, trzymajcie kciuki, żeby starczyło energii, determinacji, talentu?
I zbieram się, by znaleźć formułę opowieści o tym jak fajnie było Ją mieć przy sobie. Coś się już kluje, trzymajcie kciuki, żeby starczyło energii, determinacji, talentu?
niedziela, 6 marca 2011
reset
Nie jest to oczywiście niespodzianka dla odwiedzających, ale przykro mi oznajmić, że mimo najlepszych chęci, w ostatnich miesiącach nie miałam głowy do pisania. I muszę po prostu się zresetować. Nie wiem jak długo to potrwa, ale zapewne co najmniej do maja.
Nie jest to tylko kwestia czasu, wiąże się także z absorbującymi mnie zajęciami, z tak różnych zakresów, że czasem trudno zdecydować co jest priorytetem. Nie chcę pisać byle jak, prace Nadii zasługują na uważną analizę, co wymaga wolnej głowy.
Mam nadzieję, że po przerwie będę miała świeższe spojrzenie i przytomniejszy umysł i ten odpoczynek okaże się korzystny.
Przepraszam zatem i proszę o wyrozumiałość.Pozdrawiam cierpliwych.
poniedziałek, 10 stycznia 2011
motyle chwytane w locie
Miałam napisać o czym innym, a nawet napisałam o czym innym, co może opublikuję innym razem.
Ale zebrało się trochę pytań, czasem wątpliwości, dotyczących z jednej strony pisania, świadomości własnego pisania, tworzenia, wizji autora, ale i prawa odbiorcy do innego odbioru, innego czytania, innego patrzenia.
Najpierw o tym, że bycie twórcą w ogóle jest pewnym fenomenem i jako, że znam wielu artystów, wiem, że efekty ich działań często samych ich zaskakują i niezależnie od ich świadomego warsztatu, ich świadomych zamierzeń, w dziele ostatecznym nierzadko jest pewna "nadwyżka", coś co nie wiadomo skąd się wzięło, a co jest tajemniczym składnikiem nadającym dziełu szczególny sens, szczególną wartość. I nie da się zaplanować, że to coś będzie... czasem jest, a czasem nie ma i chociaż wszystko jest na pozór doskonałe, czegoś jednak brak i nie porusza nas to.
Wydaje mi się (to gdzieś się pojawia w Jej dzienniku), że i Nadia bywała zaskoczona tym co Jej "się napisało". Czy się użyje do wyjaśniania takich zjawisk psychoanalizy, czy doszukiwać się tu mistycznych objawień, nie ma większego znaczenia. Można to różnie nazywać, ale zawsze tak było i będzie, że w sztuce pojawia się jakiś czynnik, którego się nie da zanalizować i w pełni zracjonalizować. To zdarza się nawet w kuchni, kiedy dwie osoby gotują według tego samego przepisu - w jednym wypadku efekt może być zniewalający, w drugim zaledwie przeciętny. Może decyduje to, co zwykle nazywamy talentem? Chociaż to jednak jakiś skrót.
Oto fragment z „Kafki nad morzem” Haruki Murakamiego – rozmowa o tajemnicy pewnego wiersza:
„Myśli pan, że pani Saeki wiedziała, co te słowa znaczą? (…)
- Niekoniecznie. Symbolizm i znaczenie to dwie różne rzeczy. Prawdopodobnie znalazła właściwe słowa, pomijając zbędne długie formalności jak znaczenie czy logika. Schwytała je we śnie, jakby lekko chwytała w locie motyle. Artysta to człowiek, który ma kwalifikacje do pomijania zbędnych dłużyzn.
- To znaczy, że pani Saeki znalazła te słowa w jakiejś szczególnej, innej przestrzeni, na przykład we śnie?
- Większość wybitnych wierszy tak właśnie powstaje. Jeżeli słowa nie znajdą proroczego tunelu, który poprowadzi je do czytelnika, nie spełnią swojej roli jako poezja.
- Ale jest wiele wierszy, które udają, że to potrafią.
- Masz rację. Bo nietrudno jest udać coś takiego, jeżeli człowiek opanuje pewien trik. Używa się odpowiednio symboliczne słowa i powstaje coś przypominającego wiersz.
- Lecz w Kafce nad morzem czuje się coś szczerego. (…)”
Myślę, że Nadia też „we śnie chwytała w locie motyle” i chociaż bardzo świadomie używała języka, pozwalała też prowadzić się tam, gdzie wiodła ją intuicja i żeby tym razem użyć ponownie Jej słów, przywołanych już przez Justynę: „ręka wydobywająca słowa z pustki”.
Jak można wyczytać z poniższego roboczego tekstu, chciała i innych prowadzić za sobą:
it's a place on the edge of light and dream
a breath and a wind
let me take you
take you everywhere I go
inside of my soul
Była błyskotliwa i dowcipna, na poziomie nie przez wszystkich odbieranym. Lubiła bawić się językiem, a właściwie językami, bo też istotnie Jej talent lingwistyczny był dosyć wyjątkowy. Miała dużą świadomość i wyczucie języka, ale nie używała tego często do jakichś popisów. Oczywiście była w swoim żywiole wygłupiając się i używając języka nie tylko do komentowania, ale i kreowania jakiejś pokręconej rzeczywistości.
Eliza pytała mnie o niejednoznaczność, wielowątkowość, metaforyczność, którą widzi w tekstach Nadii, ale zastanawiała się też, czy i w zwykłych rozmowach to się pojawiało. Trudno mi przypomnieć sobie konkretne przykłady, ale Ona przede wszystkim bardzo precyzyjnie operowała językiem jako narzędziem, więc jeśli metafora była Jej potrzebna to jej używała, natomiast byłoby grubą przesadą doszukiwanie się w Jej codziennych wypowiedziach jakichś niezwykłych głębi i dodatkowych znaczeń.
I tutaj znowu powtórzę: nie wszystkie elementy jakie pojawiają się w twórczości przychodzą do twórcy świadomie, a kiedy „dzieło” jest już uwolnione do przestrzeni publicznej, każdy odbiorca przepuszcza to przez siebie – swoje przeżycia, emocje, doświadczenie, upodobania. I wtedy po raz kolejny, choć bez udziału twórcy, zostaje dodane coś, co może dzieło wzbogacić. Nie znaczy to, że każda intepretacja ma równie wiele sensu, ale jednak ciekawiej i pełniej się odbiera w grupie porównując różne punkty widzenia.
Dodam jeszcze, że osobista znajomość nie gwarantuje lepszego czy głębszego rozumienia, bywa nawet, że sympatia, antypatia czy inny rodzaj osobistego zaangażowania, zaciemnia i fałszuje obraz „dzieła”. Co i mnie pewnie dotyczy. To także jeden z powodów, dla których uważam, że warto uzupełnić widzenie dokonań Nadii świeżym spojrzeniem tych, którzy stykają się tylko z Jej samymi pracami.
wtorek, 21 grudnia 2010
uśmiech się*
Pisałam już, że dla mnie wielkość i rodzaj poczucia humoru to jedna z podstawowych rzeczy pozwalających ocenić jakość kontaktu, inteligencję człowieka, itd. To czy ma dystans**. Powtórzę po raz kolejny: nie ufam ponurakom, to z nich rodzą się fundamentaliści, których się też boję.
Nadia w wieku „przejściowym” między dzieckiem a młodą kobietą, tak gdzieś po dziesiątym, a przed trzynastym rokiem życia, bywała czasem nadspodziewanie poważna i chyba lekko zawstydzona moimi wygłupami, głupimi minami, czy głupimi krokami i pytała (co prawda z uśmiechem) - czy ty zawsze musisz się tak wygłupiać? A ja odpowiadałam – Pewnie, że muszę!
Ja czasem zresztą w ogóle nie zauważam "niestosowności" jakichś zachowań czy może inaczej, tego, że inni widzą siebie tak powaznie, że starają się zachowywać "statecznie". Ja to mam raczej w nosie, a właściwie nawet w ogóle nie znam takiej kategorii. Kiedyś moja przyjaciółka Ewa, z którą chwilę wcześniej weszłam do domu i w przedpokoju rzuciłam z rozmachem szalik na półkę nad wieszakami (jak zwykle), zapytała: czy jak będziesz miała 60 lat, to też tak będziesz rzucać? Trudno mi opisać swoje bezmierne zdumienie. Nie myślałam, że to jakkolwiek może zależeć od wieku... Myślę, że zawsze tak już będę rzucać. Bo jakoś nie wiem, dlaczego nie. Ulubione, żartobliwe, pytanie Gary’ego brzmi: How old are you? (ale to działa w obie strony, bo sam ma bardzo specyficzne poczucie humoru).
Ale. O Nadii miało być i będzie.
Jedną z tych rzeczy, których tak bardzo po Jej odejściu mi brak, jest wspólnota śmiechu, to, że nie trzeba nam było sobie tłumaczyć, co w tym śmiesznego, że… Że to było między nami oczywiste. Trochę rodzinne, trochę specyficznie nasze.
I czasem z tego wynikały rzeczy śmieszne wprost, jak nasza wspólna, trochę głupawa „twórczość” – czyli „Kiśnie”, a czasem ten humor był niejako „podskórny”. Każda grupa bliskich sobie ludzi wytwarza swój własny kod humoru. I w korespondencji Nadii z rówieśnikami on jest oczywiście nieco inny niż ten nasz „domowy”. I ciekawa jestem tych różnic. Oraz tego, jak czytają humor Nadii ci, którzy nigdy Jej nie spotkali.
Bywał też dla Nadii humor sposobem na zdystansowanie się od głupich komentarzy w szkole, sposobem na zyskanie popularności „opowiadacza anegdot” , także rodzajem obrony przed poczuciem alienacji. Były śmieszne rysunki.
Bo ten Jej humor miał wiele odcieni i ewoluował. Dorosła już przecież także do Gombrowicza , którego ja kocham i cenię niezwykle, za ten jakże „niepolski” dystans do nas samych i naszej poważnej gęby. Zdążyłyśmy podzielić tę estymę. Inne odkrycia muszę już przeżywać bez Niej.
Fragment dziennika Nadii z 2006 roku:
„Sexto: i koniec, jeszcze tylko jedno. Widziałam fragment takiej PRL-owskiej komedii *** „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” czy jakoś tak. Pięęękne! Piękne teksty tam były:
„Jak pan masz taką chęć, to to 125 pan se wkręć – w dupę!”
Albo taki dialog :- „....i zdanżam.” „-Zdążam”, „No, pan też zdanża.”
Albo historia o babie, która rano brała 12 kanapek i wyjeżdżała. Pod lasem spotyka się z jakimś gościem, rozbiera się w krzakach do goła... potem wskakuje w dres i dawaj 4 godziny ganiać wokół lasu, a facet za nią. Potem wrąbała ten tuzin kanapek, no i znowu 5 godzin lata. Się okazało, że nie chciała się przyznać, że ją wzięli do sztafety i w sekrecie tak. A facet? Kopnął w kalendarz, no bo ktoby wytrzymał 9 godzin po lesie dymać o suchym pysku... :-)
To tyle na dziś, ludkowie. Nie chce mi się więcej pisać, a tu późno się robi. Pierdut!”
* ”Uśmiech się” grupy Pogodno lubiłyśmy bardzo i pamiętam także, jak świetnie Nadia się bawiła na ich koncercie na drugim OFF’ie (fotka właśnie z tego festiwalu).
**Nawiasem mówiąc, jedną z moich ulubionych grup na Facebooku są "Tkliwi nihiliści opanowujący pozycję dystansu" (super fotki do oglądania, ale już ten tytuł mnie rozwala :-). Jestem pewna, że i Nadia pokochałaby tę nazwę i to co tam się pojawia.
poniedziałek, 22 listopada 2010
ręka / wydobywająca słowa z pustki
Najchętniej w tym miejscu przytoczyłabym nasze wszystkie rozmowy z prób spektaklu, na temat Nieistnień. Niepotrzebne było wyjaśnienie, dlaczego taki tekst. To ten typ twórczości, który broni się sam, broni się powtarzającym stwierdzeniem „to o mnie, to o nas”. To ja jestem człowiekiem z „Nieistnień”. Albo „przypomniał mi się cytat z Nieistnień”. Tak, ten o tobie.
Ja również nie znałam Nadii wcześniej. To znaczy, nie poznałam jej w wymiarze innym, niż Jej twórczość. A właściwie, Twórczość. Byłyśmy laureatkami tego samego literackiego konkursu – mowa o „Lipie” w Bielsku- Białej – dwa lata z rzędu. Z powodów osobistych nie jeździłam na rozdanie nagród, lipowy tomik zastawał mnie zawsze w domu.
Tak było i tym razem – z różnicą czarnej ramki, otaczającej nazwisko Gontard.
Czytałam wiersz Nadii, kilka, kilkanaście razy, z niedowierzaniem, nieakceptacją tej czerni. Wydawało się przecież niemożliwością, żeby tak utalentowany człowiek odszedł – odszedł teraz – za wcześnie – niemożliwe -
Miała wtedy szesnaście lat – ja, pochylona nad lipowymi przemyśleniami, też.
Napisałam do jurora konkursu, pana Jana Pichety, z prośbą o podanie mi informacji na temat Nadii. Dostałam adres bloga dla-esty. Potem, zainspirowana tekstami Nadii, napisałam scenariusz filmu dedykowanego Jej – o tytule takim samym, jak jej tomik wierszy. Dzięki pomocy pani Lucyny, jak i Datura Studio oraz Karola Godka, film udało się nakręcić.
Przygotowaliśmy także krótki spektakl, oparty na „Nieistnieniach”.
Przeglądam teraz Jej teksty, chcąc wybrać zakończenie. Dotknęliśmy ich w spektaklu, jak dotykamy na co dzień. W myśleniu o. Krótkiej samotności. Krótkich prywatnych nieistnieniach.
tak czy inaczej potrzebuję snu
tak pięknego
żeby ranił i rany leczył
bolał i koił
zbyt jestem rozsadzony w pył
To teraz powędrujemy w sen, drodzy państwo. Damy się Nadii prowadzić.
Justyna
P.S. Wstęp Justyny publikuję z mojego konta, ale to jej oryginalna wypowiedź.
Nauczona przykrym doświadczeniem informuję, że komentarze są i będą moderowane, bo zależy nam na rozmowie toczonej w atmosferze szacunku wobec innych, a nie wylewaniu żalów przez frustratów/tki. To nie jest forum dla wszystkich. Nasz dialog ani może ani musi być interesujący dla wszystkich, nie przewiduję żadnych sensacyjnych doniesień, skandali ani intymnych zwierzeń. Więc ponawiam zaproszenie do dialogu, ale tylko wobec tych, którzy są otwarci i życzliwi wobec rozmówców oraz respektują zasady dialogu toczonego w atmosferze kultury.
Przykro mi, ze zaszła konieczność zamieszczenia tego dziwnego komunikatu, który został sprowokowany pewną wypowiedzią ociekającą jadem. Nie będę jednak udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Koniec tematu.
LW
sobota, 20 listopada 2010
A czy ja poznałam Nadię?
Urodziłam ją, była częścią mnie, podwójnie: z mego ciała, ale i jako część mojej tożsamości. Poznawałam Ją przez 16 lat, oczywiście też Ją jakoś po swojemu kształtowałam, ale uważam, że dziecko już w chwili urodzin ma osobowość. To nie jest Tabula Rasa, którą można dowolnie zapisać. Nadia niewątpliwie miała bardzo silną osobowość i chociaż wielu odbierało Ją jako niełatwą, może dlatego, że inną, nie przystającą do schematów, dla mnie jednak była, i to niezależnie od takiej czysto matczynej miłości, po prostu szalenie interesującą osobą. Lubiłam z Nią być, rozmawiać, lubiłam Ją obserwować, fascynowała mnie i zaskakiwała swoją wyobraźnią już jako dziecko. Nigdy się nie nudziła, zawsze coś pisała, rysowała, dla Niej zabawką mógł być patyk, kępka trawy, kwiatki czy kamyki.
A potem, po Jej śmierci, zaczęłam Ją poznawać na nowo i chociaż byłyśmy blisko za Jej życia, nagle odkryłam rzeczy nieznane i jeszcze bardziej fascynujące, odkryłam, jakkolwiek pretensjonalnie by to brzmiało – Jej wielkość, osobność, oryginalność.
Zapewne większość czytelników „estymy” to czytelnicy poprzedniego bloga www.dla-esty.blogspot.com, więc wiecie już o Nadii dużo i sami mogliście wyrobić sobie zdanie na Jej temat.
Sądzę jednak, że w naszym rozmowach pojawią się nowe wątki i nowe odkrycia. Cieszę się na to, bo mam poczucie, że poznawanie Nadii jeszcze się nie skończyło.
Jako ilustrację przypominam fotografie z posta „kameleon”.
czwartek, 18 listopada 2010
Jak poznałam Nadię
Tak naprawdę Nadii nie poznałam wcale. Nigdy nie zetknęłyśmy się, bo niby jak mogłoby to być możliwe? Przecież dzieliła nas, prócz pewnej odległości geograficznej, wcale nie mała różnica jednego pokolenia. Zdarza mi się zastanawiać, czy taki międzypokoleniowy dialog byłby w ogóle możliwy w realu. Myślę, że byłoby to naprawdę mało prawdopodobne. Bo jaka dorosła kobieta chciałaby wsłuchiwać się w przemyślenia szesnastolatki?
O swoistym fenomenie Nadii Gontard dowiedziałam się od mojej czternastoletniej córki i jej rówieśnic, szukających możliwości zdobycia tomiku wierszy Nadii. Właściwie dzięki "Nieistnieniom" poznałam i Nadię i Jej Mamę.
Przyznam się, że już pierwsza lektura wierszy Nadii sprawiła mi sporą przyjemność i była dużym zaskoczeniem. Tak naprawdę, za każdym razem kiedy wracam do Jej wierszy, widzę je trochę inaczej. Najpierw byłam pod wrażeniem ich metafizyki oraz dojrzałości ich autorki. Teraz bardziej wciąga mnie ich niesamowity, miejscami nawet pur-nonsensowny, przewrotny humor, który w "pierwszym czytaniu" był dla mnie zupełnie niedostrzegalny.
Tak niedostrzegalny, jak moment, kiedy zostałam Jej fanką.
Nie znalazłam dotąd odpowiedzi na pytanie na czym właściwie polega fenomen Nadii Gontard. Właściwie nie jest możliwe znalezienie jakichkolwiek danych biograficznych. "Nieistnienia" to przecież niewielki tomik. Nie zaspokoił też mojego głodu informacji blog "Dla Esty". Dlatego kiedy spotkałam Lucynę Wylon, zarzuciłam ją różnymi pytaniami: Jak to jest wychowywać takie dziecko? Kiedy rozpoczęła się aktywna twórczość Nadii? Kiedy ukaże się kolejna książka?
Pytań i odpowiedzi było za mało, żeby przybliżyć sobie obraz tego jaka Ona była.
O swoistym fenomenie Nadii Gontard dowiedziałam się od mojej czternastoletniej córki i jej rówieśnic, szukających możliwości zdobycia tomiku wierszy Nadii. Właściwie dzięki "Nieistnieniom" poznałam i Nadię i Jej Mamę.
Przyznam się, że już pierwsza lektura wierszy Nadii sprawiła mi sporą przyjemność i była dużym zaskoczeniem. Tak naprawdę, za każdym razem kiedy wracam do Jej wierszy, widzę je trochę inaczej. Najpierw byłam pod wrażeniem ich metafizyki oraz dojrzałości ich autorki. Teraz bardziej wciąga mnie ich niesamowity, miejscami nawet pur-nonsensowny, przewrotny humor, który w "pierwszym czytaniu" był dla mnie zupełnie niedostrzegalny.
Tak niedostrzegalny, jak moment, kiedy zostałam Jej fanką.
Nie znalazłam dotąd odpowiedzi na pytanie na czym właściwie polega fenomen Nadii Gontard. Właściwie nie jest możliwe znalezienie jakichkolwiek danych biograficznych. "Nieistnienia" to przecież niewielki tomik. Nie zaspokoił też mojego głodu informacji blog "Dla Esty". Dlatego kiedy spotkałam Lucynę Wylon, zarzuciłam ją różnymi pytaniami: Jak to jest wychowywać takie dziecko? Kiedy rozpoczęła się aktywna twórczość Nadii? Kiedy ukaże się kolejna książka?
Pytań i odpowiedzi było za mało, żeby przybliżyć sobie obraz tego jaka Ona była.
Subskrybuj:
Posty (Atom)