Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 10 stycznia 2011

motyle chwytane w locie

Miałam napisać o czym innym, a nawet napisałam o czym innym, co może opublikuję innym razem.

Ale zebrało się trochę pytań, czasem wątpliwości, dotyczących z jednej strony pisania, świadomości własnego pisania, tworzenia, wizji autora, ale i prawa odbiorcy do innego odbioru, innego czytania, innego patrzenia.

Najpierw o tym, że bycie twórcą  w ogóle jest pewnym fenomenem i jako, że znam wielu artystów, wiem, że efekty ich działań często samych ich zaskakują i niezależnie od ich świadomego warsztatu, ich świadomych zamierzeń, w dziele ostatecznym nierzadko jest pewna "nadwyżka", coś co nie wiadomo skąd się wzięło, a co jest tajemniczym składnikiem nadającym dziełu szczególny sens, szczególną wartość. I nie da się zaplanować, że to coś będzie... czasem jest, a czasem nie ma i chociaż wszystko jest na pozór doskonałe, czegoś jednak brak i nie porusza nas to.
Wydaje mi się (to gdzieś się pojawia w Jej dzienniku), że i Nadia bywała zaskoczona tym co Jej "się napisało". Czy się użyje do wyjaśniania takich zjawisk psychoanalizy, czy doszukiwać się tu mistycznych objawień, nie ma większego znaczenia. Można to różnie nazywać, ale zawsze tak było i będzie, że w sztuce pojawia się jakiś czynnik, którego się nie da zanalizować i w pełni zracjonalizować. To zdarza się nawet w kuchni, kiedy dwie osoby gotują według tego samego przepisu - w jednym wypadku efekt może być zniewalający, w drugim zaledwie przeciętny. Może decyduje to, co zwykle nazywamy talentem? Chociaż to jednak jakiś skrót.

Oto fragment z „Kafki nad morzem” Haruki Murakamiego – rozmowa o tajemnicy pewnego wiersza:

„Myśli pan, że pani Saeki wiedziała, co te słowa znaczą? (…)
- Niekoniecznie. Symbolizm i znaczenie to dwie różne rzeczy. Prawdopodobnie znalazła właściwe słowa, pomijając zbędne długie formalności jak znaczenie czy logika. Schwytała je we śnie, jakby lekko chwytała w locie motyle. Artysta to człowiek, który ma kwalifikacje do pomijania zbędnych dłużyzn.
­- To znaczy, że pani Saeki znalazła te słowa w jakiejś szczególnej, innej przestrzeni, na przykład we śnie?
­­­- Większość wybitnych wierszy tak właśnie powstaje. Jeżeli słowa nie znajdą proroczego tunelu, który poprowadzi je do czytelnika, nie spełnią swojej roli jako poezja.
- Ale jest wiele wierszy, które udają, że to potrafią.
- Masz rację. Bo nietrudno jest udać coś takiego, jeżeli człowiek opanuje pewien trik. Używa się odpowiednio symboliczne słowa i powstaje coś przypominającego wiersz.
- Lecz w Kafce nad morzem czuje się coś szczerego. (…)”

Myślę, że Nadia też „we śnie chwytała w locie motyle” i chociaż bardzo świadomie używała języka, pozwalała też prowadzić się tam, gdzie wiodła ją intuicja i żeby tym razem użyć ponownie Jej słów, przywołanych już przez Justynę: „ręka wydobywająca słowa z pustki”.
Jak można wyczytać z poniższego roboczego tekstu, chciała i innych prowadzić za sobą:

it's a place on the edge of light and dream
a breath and a wind
let me take you
take you everywhere I go
inside of my soul


Była błyskotliwa i dowcipna, na poziomie nie przez wszystkich odbieranym. Lubiła bawić się językiem, a właściwie językami, bo też istotnie Jej talent lingwistyczny był dosyć wyjątkowy. Miała dużą świadomość i wyczucie języka, ale nie używała tego często do jakichś popisów. Oczywiście była w swoim żywiole wygłupiając się i używając języka nie tylko do komentowania, ale i kreowania jakiejś pokręconej rzeczywistości.

Eliza pytała mnie o niejednoznaczność, wielowątkowość, metaforyczność, którą widzi w tekstach Nadii, ale zastanawiała się też, czy i w zwykłych rozmowach to się pojawiało. Trudno mi przypomnieć sobie konkretne przykłady, ale Ona przede wszystkim bardzo precyzyjnie operowała językiem jako narzędziem, więc jeśli metafora była Jej potrzebna to jej używała, natomiast byłoby grubą przesadą doszukiwanie się w Jej codziennych wypowiedziach jakichś niezwykłych głębi i dodatkowych znaczeń.
I tutaj znowu powtórzę: nie wszystkie elementy jakie pojawiają się w twórczości przychodzą do twórcy świadomie, a kiedy „dzieło” jest już uwolnione do przestrzeni publicznej, każdy odbiorca przepuszcza to przez siebie – swoje przeżycia, emocje, doświadczenie, upodobania. I wtedy po raz kolejny, choć bez udziału twórcy, zostaje dodane coś, co może dzieło wzbogacić. Nie znaczy to, że każda intepretacja ma równie wiele sensu, ale jednak ciekawiej i pełniej się odbiera w grupie porównując różne punkty widzenia.

Dodam jeszcze, że osobista znajomość nie gwarantuje lepszego czy głębszego rozumienia, bywa nawet, że sympatia, antypatia czy inny rodzaj osobistego zaangażowania, zaciemnia i fałszuje obraz „dzieła”. Co i mnie pewnie dotyczy. To także jeden z powodów, dla których uważam, że warto uzupełnić widzenie dokonań Nadii świeżym spojrzeniem tych, którzy stykają się tylko z Jej samymi pracami.